Dlaczego w tytule pozwoliłem sobie na zdrobnienie? Może lepiej by brzmiało Anny Przybylskiej. A najlepiej śp. Anny Przybylskiej...
Myślę, że większość z nas zapamiętała Annę Przybylską jako Anię - i ma w pamięci jej żywy, subtelnie zadziorny, pełen kobiecości i szaleństwa obraz. Nie tylko dlatego, że była piękną kobietą, a pewien portal wpisał ją i jej męża, Jarosława Bieniuka na listę 50 najpiękniejszych par wszech czasów. Zewnętrzne, cielesne piękno Ani Przybylskiej było, jak zawsze - i ta zasada dotyczy każdego z nas, odbiciem jej wewnętrznego, duchowego piękna.
Prześledziłem kilka wywiadów z Anią, począwszy od tych najwcześniejszych, a skończywszy na tym ostatnich, kiedy było po niej już widać morderczą walkę ze śmiertelną chorobą - i urzekło mnie, jak Ania bardzo się zmieniała i zmieniła. Jak dojrzewała. Jak z rozkrzyczanej sex bomby stawała się dojrzałą kobietą, żoną i matką trójki dzieci.
Po co to wszystko piszę? A no po to, abyś sobie uświadomił pewien truizm: Że piękno pochodzi z Twojej głębi, Twojego serca. Wiem, że to wiesz. Pewnie każdy to wie, ale im bardziej coś jest oczywiste, tym bardziej jest nieuświadomione. Chodzi o to, abyś od porannego dzwonka budzika po wieczorne zgaszenie lampki przy łóżku był dumny z tego, KIM JESTEŚ i JAKI JESTEŚ.
Nigdy wcześniej i nigdy później - na przestrzeni całego Wszechświata i w rozciągłości całości czasu, nie było i nie będzie kogoś takiego, jak TY.
Piękno jest w Tobie. Tak, jak było w Ani Przybylskiej i emanuje nadal z jej słów, uśmiechu i pełnych kobiecej wrażliwości dużych oczu.
Więcej na: https://pracujnadsoba.wordpress.com/category/ludzie/
Komentarze